Nie wiem czy to tylko ja tak mam, ale minęły ponad trzy miesiące i choć mój poród był piękny, momentami wręcz szalony (w pozytywnym znaczeniu tego słowa), to jeszcze do niedawna cały czas mocno we mnie żyły wspomnienia.
Czemu?
Może dlatego, że ciąża dała mi w kość pod względem fizycznym?
Może dlatego, że włożyłam sporo wysiłku, by ujarzmić ogromny lęk przed drugim porodem?
Może dlatego, że zmierzyłam się z tym wyzwaniem w sposób satysfakcjonujący mnie?
A może dlatego, że to po prostu wielkie i niezwykle ważne wydarzenie w życiu, dzięki któremu mogę teraz tulić najważniejsze dla mnie istoty, które kocham najmocniej na świecie?
Sama nie wiem...
Mimo że jestem ogromną zwolenniczką wszystkiego co naturalne, w tym także porodów, przed drugim porodem byłam o krok od zdecydowania się na cesarskie cięcie. Bo zdaję sobie sprawę, że to jest tak, jak uświadamiano nas na przeróżnych szkoleniach z rozwoju osobistego - jeśli postawisz sobie jakiś cel do osiągnięcia, a gdzieś podświadomie będzie w Tobie opór przed jego realizacją - z różnych względów: bo np. robię to ze względu na partnera, dzieci, bo inni tego oczekują, bo tak wypada, bo co ludzie powiedzą - to jeśli sama nie masz do tego w pełni przekonania, marne szanse, aby ten cel osiągnąć!
Tak więc przekonują mnie słowa jednej z położnych, która stwierdziła, że gdy kobieta bardzo nie chce urodzić naturalnie i ma głęboki wewnętrzny opór, to istnieje duże prawdopodobieństwo - nawet mimo podjęcia próby - że skończy się na stole operacyjnym - nawet jeśli wszystkie biologiczne warunki zostaną spełnione. Psychika odgrywa niezwykle istotną rolę!
Mimo, że pierwszy poród wspominam bardzo pozytywnie i z
uśmiechem na twarzy, nie wiem skąd budziła się we mnie głęboka niechęć i strach przed drugim. Fakt, jedni panicznie boją się pająków czy wysokości, inni bólu, a jeszcze inni porodu (to tzw. tokofobia). Szukałam przyczyny tego stanu, miałam na to swoje teorie. Podjęłam decyzję, że świadomie i z pełną odpowiedzialnością zmierzę się z tym i oprę się o fakty, zanim podejmę ostateczną decyzję. Szukałam więc
medycznych "za" i "przeciw", jakiejś obiektywnej wiedzy, wsparcia w
podjęciu decyzji, pytałam lekarzy, położne, czytałam artykuły na ten
temat, słuchałam debaty zwolenników i przeciwników porodu siłami natury, nie bez powodu powstał też mój kurs "Jak ujarzmić lęk przed porodem" - swoista próba autoterapii.
Co lepsze dla dziecka, co lepsze dla mnie, co niesie więcej możliwych powikłań... ratunku, co robić?
Co lepsze dla dziecka, co lepsze dla mnie, co niesie więcej możliwych powikłań... ratunku, co robić?
Przecież nawet nie ma reguły po którym porodzie szybciej dochodzi się do siebie - i po sn i po cc może to być równie szybko, jak i równie długo... Kwestia totalnie indywidualna.
Ludzie mają silną motywację do działania, gdy dążą do osiągnięcia przyjemności lub gdy chcą uniknąć czegoś, gdy się boją. W sumie niczym dziwnym wydaje się być wybieranie bardziej komfortowych dla nas rozwiązań, tych przyjemniejszych, łatwiejszych, o ile takowy wybór jest możliwy.
W
sumie czy ktoś nas uczy jak sobie radzić z tymi trudniejszymi rozwiązaniami?
Mam
wrażenie, że my, ludzie, jesteśmy przygotowywani do mierzenia się z
problemami mechanicznymi, technologicznymi, ale czy z tymi
egzystencjalnymi też?
Po co się więc męczyć, pocić, narażać krocze, wystawiać się na konfrontację z własną pochwą, z tym, że to cholera wszystko boli, z samą sobą, z tą częścią siebie, której nie da się poznać w inny sposób, niż podczas porodu? Po co, skoro de facto można tego uniknąć?
Czy w takim razie nie lepiej by było, gdyby kobiety po prostu miały
możliwość wyboru czy chcą rodzić siłami natury czy poprzez cesarskie
cięcie (nie mówię tu oczywiście o sytuacjach, kiedy do cc są wskazania medyczne)? Tak po prostu, bez kombinowania, podpłacania, naginania
rzeczywistości, nierzadko desperackiego poszukiwania możliwości
uniknięcia porodu siłami natury?
(btw, ciekawe jak z biegiem stuleci w toku ewolucji zmieniłoby się wówczas ciało kobiety, gdybyśmy rodziły tylko przez cesarskie cięcie...?)
Jestem przekonana, że poród dzieje się nie tylko w ciele, ale i w umyśle. Tylko że niestety mózg akurat potrafi przeszkadzać. Czemu? A to temu, że intelekt zaburza funkcjonowanie starej kory mózgu, która odpowiedzialna jest za odruchy i wyrzut hormonów, niezależny od naszej woli.
W naszym mózgu mamy m.in. dwie kory - starą, odpowiedzialną za odruchy, za mechanizmy warunkujące przetrwanie, takie jak oddychanie, wydalanie, rozmnażanie.
Druga to kora nowa, odpowiedzialna za logiczne myślenie. Inne ssaki jej nie posiadają. To właśnie logiczne myślenie może zaburzyć działanie starej kory odpowiedzialnej za instynkty. A przecież rodzenie to działanie instynktowne. A instynktowi warto zaufać.
Z porodem dobrze jest się zaprzyjaźnić, potraktować zadaniowo, a jak jest zadanie do zrobienia, to trzeba je po prostu wykonać i tyle. Gdy usłyszałam taką wskazówkę od położnej, z którą marzyłam urodzić, takie też przyjęłam nastawienie - dzięki tym słowom odblokowałam się, poczułam, że jestem gotowa do działania, decyzja została podjęta - rodzę naturalnie.
Jedno jest pewne. Jeśli chcemy mieć potomstwo - poród jest nieunikniony. A my kobiety bardzo wyraźnie dzielimy się na dwa obozy - kobiet, które nie wyobrażają sobie rodzić naturalnie i kobiet wzbraniających się rękami i nogami przed cesarką.
Czy rodząc siłami natury jesteśmy lepsze od mam rodzących przez cesarkę? Czy dzieciom urodzonym przez cięcie czegoś brakuje, są inne?
Nie sądzę.
Fakt, poród siłami natury to nie lada wyzwanie. Rzekłabym nawet, że w myśl definicji słowa odwaga - to akt odwagi. Odwaga, to przecież nie jest brak strachu przed czymś, ale to świadoma postawa chęci zmierzenia się z wyzwaniem, pomimo obaw, lęku, strachu. Ale poród nie jest wyłącznie procesem medycznym, to bardzo skomplikowany proceder w którym uczestniczy nie tylko ciało, ale i nasza psychika, gospodarka hormonalna, emocje, instynkt, spora ilość różnych sfer, gdzie każda jest niezwykle istotna...
Czy rodząc siłami natury jesteśmy lepsze od mam rodzących przez cesarkę? Czy dzieciom urodzonym przez cięcie czegoś brakuje, są inne?
Nie sądzę.
Fakt, poród siłami natury to nie lada wyzwanie. Rzekłabym nawet, że w myśl definicji słowa odwaga - to akt odwagi. Odwaga, to przecież nie jest brak strachu przed czymś, ale to świadoma postawa chęci zmierzenia się z wyzwaniem, pomimo obaw, lęku, strachu. Ale poród nie jest wyłącznie procesem medycznym, to bardzo skomplikowany proceder w którym uczestniczy nie tylko ciało, ale i nasza psychika, gospodarka hormonalna, emocje, instynkt, spora ilość różnych sfer, gdzie każda jest niezwykle istotna...
Bez względu na sposób w jaki rodzimy, jest to wydarzenie najwyższej rangi, chodzi przecież o życie, o nowe życie.
Szanujmy się i wspierajmy w tym ważnym doświadczeniu bez względu na to, czy rodziłyśmy siłami natury czy przez cesarskie cięcie. Bo bez względu na sposób porodu żadna z nas nie jest ani lepsza, ani gorsza, podobnie jak i nasze dzieci.
Kobietom, które wahają się czy rodzić naturalnie czy nie, gorąco polecam książkę pt. "Poród naturalny" Ina May Gaskin.
Amen.
0 komentarze:
Prześlij komentarz