I pomyśleć, że znów byłam przekonana, że urodzę przed terminem... hahahaha :-)
Fakt, przypuszczenia te rozwiała położna, która powiedziała, że statystycznie wygląda to tak, że jeśli pierwsze dziecko urodziło się po wyznaczonej dacie porodu, to drugie z reguły też się nie spieszy. I odwrotnie. Analizując przypadki znajomych, to by się zgadzało.
Próbowałam się wyciszyć zgodnie z radami bliskich, nie myśleć o porodzie, stąd też moje milczenie i tutaj, licząc że wówczas Syn mój mnie zaskoczy i zechce niespodziewanie wyskoczyć :-P Ale ewidentnie w moim przypadku to nie w tym rzecz, mam po prostu wygodne dzieci, siedzą w ciepełku ile Bozia da, włosy zapuszczają, cóż począć ;-)
Próbowałam się wyciszyć zgodnie z radami bliskich, nie myśleć o porodzie, stąd też moje milczenie i tutaj, licząc że wówczas Syn mój mnie zaskoczy i zechce niespodziewanie wyskoczyć :-P Ale ewidentnie w moim przypadku to nie w tym rzecz, mam po prostu wygodne dzieci, siedzą w ciepełku ile Bozia da, włosy zapuszczają, cóż począć ;-)
A dziś już dzień po terminie.
W pasie mam tyle, że też już ledwo wiążę koniec z końcem :-) w sumie to już nie wiążę :-P
A nie tak że nic, bo się dzieje, siedzę jak na bombie!
Syn mój malutki dobił do 4kg wg maszyny zwanej USG.Fizjologiczne oznaki zbliżającego się porodu już są, także zostały już tylko dni, kto wie - może godziny?
Myślałam, że może poród nastąpi po zrealizowaniu wszystkiego, co gdzieś mi wisi w głowie do zrobienia, zrealizowania tych mikro-przedporodowych marzeń. I tak też odhaczam:
- najeść się pikantnego kurczaczka i chrupiących złocistych frytek prosto z KFC - Grander Texas zaliczony, kto wie kiedy kolejny raz będzie mi dane ;-)
- pójść do kina - byłam 3 razy w ciągu ostatnich tygodni, na "Praktykancie", oczywiście na najnowszym Bondzie, no i na "Listach do M. 2" - uryczałam się, uśmiałam, wzruszyłam, zaznałam skoków adrenaliny, pełen wachlarz emocji zapodany organizmowi - ale Synka do wyjścia to nie zmotywowało ;-)
- poszwendać się po galerii handlowej i nacieszyć oczy świątecznym wysypem błyszczących gadżetów - a co, ledwo chodzę, ale się wypuściłam mierząc się ze spojrzeniami przechodniów, pełnymi współczucia i politowania, mówiącymi mniej więcej "Jej, z tak wielkim brzuchem można się poruszać?". Ależ byłam z siebie dumna targając jeszcze siatkę zakupów i niemałą torebkę na ramieniu, w pełni wypełnioną rzeczami pierwszej potrzeby rzecz jasna :-)
- spełniłam także marzenie Córeczki związane z wybraniem się na plażę - no, przynajmniej częściowo nam się to udało zasymulować ;-)
Ostatnim zaś moim marzeniem było...
...zobaczyć swoje palce u stóp leżąc - udało się :-)
No ale dalej nic.
Do pełni szczęścia brakuje zatem tylko ujrzeć na świecie Tymona...
Do pełni szczęścia brakuje zatem tylko ujrzeć na świecie Tymona...
Zbliża się pełnia, będzie moc.
2 komentarze:
at: 24 listopada 2015 20:49 pisze...
Hej Kasia. Życzę dobrego rozwiązania. Wiem, że teraz Ci ciężko. Ja urodziłam drugią córeczkę 9 dni po terminie, tak jak z reszta pierwszą...Wiem co znaczy to oczekiwanie. Wczoraj moja malutka skończyła już trzy miesiące i mój stan ducha jest znacznie lepszy niż w te ostatnie dni przed rozwiązaniem. Pomyśl sobie jakie to super uczucie jak już się urodzi. Pozdrawiam..
at: 25 listopada 2015 09:15 pisze...
Cześć Monika, tak - to czekanie jak na bombie nie jest łatwe pod kątem radzenia sobie z własnymi emocjami... Ale jak patrzę na takie rodzeństwa jak dziewczynki u Ciebie, to zdecydowanie poprawia samopoczucie, dodaje wiary, że skoro inne mamy rodzą i dają radę to i ja dam.
Dzięki za te słowa! Pozdrowienia
Prześlij komentarz