Myśl o porodzie dominuje codzienność.
Co się dziwić. Poród to przecież wielkie wydarzenie.W dodatku zbliża się wielkimi krokami.
A drugi poród?
Wiem już czego się spodziewać, wiem jak to mniej więcej przebiega, co się czuje, co się dzieje z ciałem. Z jednej strony to eliminuje strach przed nieznanym, a z drugiej - może potęgować strach, właśnie z tego powodu, że znam, że wiem.
Do mnie właśnie dotarło, że przecież miliardy kobiet rodzą i dają radę, że są i takie, które po dziś dzień rodzą w fatalnych warunkach sanitarnych, a nasze prababki to nawet rodziły w polu - natura już tak to wymyśliła, żeby to działało.
Wygląda na to, że jestem szczęściarą, że będę przecież rodzić w godnych warunkach (w sensie w szpitalu), a czuwać nade mną będzie wykwalifikowany personel, który ogrom czasu poświęcił, by nauczyć się jak to robić, dla którego to przecież chleb powszedni, tak jak dla mnie np. prowadzenie szkoleń. Myśl o poprowadzeniu szkolenia czy chociażby jakimkolwiek wystąpieniu publicznym może dla niektórych być paraliżująca, jak chociażby myśl o porodzie dla niektórych kobiet. Natomiast dla kogoś, kto zajmuje się tym na co dzień to przecież normalka. Takie spojrzenie na sytuację powoduje, że sam poród zaczyna być dla mnie formalnością, która musi się zadziać bym wreszcie ujrzała swojego upragnionego Synka. Wierzę, że będę w dobrych rękach. Nastawiam się więc na słuchanie położnej i podążanie za jej wskazówkami.
Wygląda na to, że jestem szczęściarą, że będę przecież rodzić w godnych warunkach (w sensie w szpitalu), a czuwać nade mną będzie wykwalifikowany personel, który ogrom czasu poświęcił, by nauczyć się jak to robić, dla którego to przecież chleb powszedni, tak jak dla mnie np. prowadzenie szkoleń. Myśl o poprowadzeniu szkolenia czy chociażby jakimkolwiek wystąpieniu publicznym może dla niektórych być paraliżująca, jak chociażby myśl o porodzie dla niektórych kobiet. Natomiast dla kogoś, kto zajmuje się tym na co dzień to przecież normalka. Takie spojrzenie na sytuację powoduje, że sam poród zaczyna być dla mnie formalnością, która musi się zadziać bym wreszcie ujrzała swojego upragnionego Synka. Wierzę, że będę w dobrych rękach. Nastawiam się więc na słuchanie położnej i podążanie za jej wskazówkami.
Tym samym z dnia na dzień wyzbywam się lęku przed porodem, przestaję się go bać. Co prawda mam jeszcze kilka innych sposobów na ujarzmianie lęku przed porodem, ale to osobny i zbyt obszerny wątek.
Kto to taki mądry powiedział, że w przyrodzie musi być równowaga, hę?
Jeden lęk ujarzmiony, więc w jego miejsce koniecznie musi pojawić się inny???
Na to wygląda...
Jeden lęk ujarzmiony, więc w jego miejsce koniecznie musi pojawić się inny???
Na to wygląda...
Zaczęłam się bardziej stresować tym, że akcja porodowa może się zacząć nagle, w nieoczekiwanym momencie. Pal licho jeśli zacznie się w ciągu dnia, gdy Tosieńka będzie w żłobku. A co jeśli zacznie się w środku nocy?
Nie chcę dzwonić po karetkę, bo zawiozą mnie gdzie bądź, a jeśli ma mnie zawieźć mój Małżonek, to co z Żabką??? Budzić Ją i wieźć do kogoś? Obłęd! Nie przejdzie! Po pierwsze z braku czasu na takie akcje, bo nie wiadomo jak szybko poród będzie postępował. Po drugie - zaśnięcie w nieswoim łóżku bez rodziców mogłoby być w przypadku Tosi ogromnym wyzwaniem...
Co zatem zrobić? Jak to zorganizować opiekę nad starszym dzieckiem, gdy zacznie się poród czy podczas pobytu w szpitalu?
- Po pierwsze - ja spakowana już do szpitala, torba gotowa do zabrania w każdym momencie. Dzięki temu nie będę się stresować, gdy już się zacznie, że czegoś ważnego jeszcze nie mam.
- Przegadane z dwiema bliskimi nam osobami, z którymi Tosieńka ma bardzo dobry kontakt, że jakby co, mamy dzwonić nawet w środku nocy (obie sypiają czujnie, więc nie powinno być problemu z dobudzeniem) i w ciągu 20-30min któraś z nich powinna dojechać do nas do domu. W przypadku małych dzieci, które nie mają doświadczenia w nocowaniu poza domem bez rodziców, wydaje się to być najrozsądniejszym rozwiązaniem. Podsumowując: numery telefonów przygotowane.
- W przypadku gdy dziecko nie chodzi do żłobka czy przedszkola i nie miało okazji zostawać pod opieką kogoś innego niż rodzice, dobrym pomysłem może być przyzwyczajanie do takiej sytuacji. Bez względu na to, czy mieliby to być dziadkowie, rodzina, przyjaciółka czy opiekunka (czy partner), fajnie by było, gdyby już wcześniej mogli przyjść do dziecka, poobserwować, pobawić się, zabrać na spacer, pobyć tylko we dwoje, czy z rodzicem "w tle".
- Gdyby Tosieńka była starsza, przygotowalibyśmy Ją też na sytuację, w której mogłaby być świadkiem naocznym rozpoczynającej się akcji porodowej, bo np. przebudzi się w nocy, a będziemy czekać aż ktoś do Niej przyjedzie. Warto by było wówczas poopowiadać Jej co się może dziać z mamusią - że może mnie mocniej boleć brzuszek, że mogę na chwilę tracić oddech, ale wszystko po to, by pomóc braciszkowi przyjść na świat, no i że oczywiście wszystko będzie ze mną w porządku. Teraz gdy Tosia ma 2 latka, boję się, że takie opowieści mogłyby Ją niepotrzebnie zestresować. Choć waham się cały czas... Przygotować Ją w ten sposób czy lepiej nie, co radzicie?
Jak jeszcze można by zorganizować opiekę nad starszym dzieckiem podczas pobytu w szpitalu?
Co się u Was sprawdziło?
0 komentarze:
Prześlij komentarz