Content

POLECAM:

POLECAM:
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>> www.motherlove.pl <<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<
0 komentarze

7 naturalnych sposobów zapobiegania i minimalizowania rozstępów w czasie ciąży


Rozstępy to zmora wielu kobiet w ciąży - niestety bardzo prawdopodobne, że w tym czasie pojawią się one u większości z nas. Statystyki donoszą, że od 75% do 90% kobiet po urodzeniu narzeka na obecność rozstępów.
Natomiast najważniejsze co można zrobić dla swojej urody, to podjęcie działań mających na celu zapobieganie lub zminimalizowanie rozstępów. Jest na to kilka prostych, naturalnych sposobów, które warto zastosować.

Co jest przyczyną powstawania rozstępów i ich postępowania?

Nikogo nie zdziwi fakt, że rozstępy w ciąży są wynikiem szybkiego rozciągania się skóry na brzuchu, piersiach czy udach. Zazwyczaj na początku mają one kolor czerwony, różowy, fioletowy, brązowy, czerwono-brązowy lub ciemnobrązowy, w zależności od naszej karnacji. Później często stają się białe lub srebrne, czasami z głębokimi wgłębieniami. Istnieją dowody potwierdzające, że prawdopodobieństwo pojawienia się rozstępów jest dziedziczne. To oznacza, że jeśli Twoja mama je miała, bardzo prawdopodobne, że pojawią się także u Ciebie. Ponadto:
  • wysoki wskaźnik BMI przed ciążą,
  • wczesne macierzyństwo (poniżej 25. roku życia),
  • szybki przyrost masy ciała w czasie ciąży,
  • jak również duża masa urodzeniowa dziecka,
to czynniki zwiększające ryzyko wystąpienia rozstępów.

Jak zapobiegać rozstępom?

Gdy rozstępy osiągnęły srebrny lub biały kolor, często z głębokimi wgłębieniami, trudniej jest je leczyć. Ale na wcześniejszych etapach, czy też przed ich pojawieniem się, istnieje kilka prostych i naturalnych kroków, jakie można podjąć, aby zapobiec rozstępom lub je zminimalizować.

Zaczęłam wcześnie. Odpowiednio pielęgnując skórę przed wystąpieniem rozstępów lub gdy są one we wczesnych stadiach, wzrastają szanse na uniknięcie lub zminimalizowanie tych nieestetycznych blizn. Największe ryzyko wystąpienia rozstępów występuje w trzecim trymestrze ciąży, gdy brzuch rozciąga się najbardziej, dlatego też warto zacząć pielęgnację okolic narażonych na rozstępy już we wczesnej ciąży. Jak tylko lekko zaokrąglił mi się brzuch, w okolicach 4. miesiąca, mąż wczół się w rolę strażnika elastyczności i do końca ciąży nie było dnia, aby to on nie nawilżał mojego brzucha - polecam! :-) Dodatkowa wartość w postaci umocnienia relacji jest efektem ubocznym ;-)

Nawilżałam. Utrzymanie skóry nawilżonej sprawia, że jest ona bardziej elastyczna i będzie w stanie bardziej się rozciągnąć bez uszkodzeń. Warto nawilżać skórę kilka razy dziennie przy użyciu produktu bogatego w oleje, które skóra może łatwo wchłonąć. Produkty na bazie wody będą utrzymywać się wyłącznie na powierzchni skóry, ale produkty na bazie naturalnego oleju, jak np. dobrze mi znana Maść oraz Olejek do pielęgnacji ciążowego brzuszka Motherlove głęboko nawilżają skórę i utrzymują  ją miękką i elastyczną. Wspomniana Maść podbiła serca mam w Stanach do tego stopnia, że producent gwarantuje zwrot pieniędzy w przypadkum gdy produkt nie spełni oczekiwań!

Nawadniałam się. Dbanie o dostarczanie organizmowi odpowiedniej ilości płynów powoduje, że skóra staje się dobrze nawilżona od wewnątrz, dzięki czemu staje się ona mniej sucha, bardziej elastyczna. Dodatkowo odpowiednie nawodnienie wpływa korzystnie na nasze maleństwo. Warto więc pić dużo wody i unikać napojów zawierających kofeinę, ponieważ przyczyniają się one do odwodnienia. U mnie 2 butelki 1,5-litrowe dziennie to był standard.

Jadłam dla zdrowej skóry. Dbałam o dietę bogatą w witaminy wspierające odżywienie skóry, w tym witaminy A, C, E oraz kwasy tłuszczowe omega 3, a także kolagen. Pamiętaj, że przedawkowanie witaminy A może powodować wady wrodzone, więc dbaj o właściwą suplementację witaminową, odpowiednią dla kobiet w stanie błogosławionym. O tym które witaminy są niezbędne w czasie ciąży, poczytasz np. TU.

Ćwiczyłam. Jak już wiesz, znaczny i szybki przyrost masy ciała oraz wysoka waga urodzeniowa potomstwa wpływa na powstawanie rozstępów. Nie zawsze przyrost masy ciała w ciąży jest w pełni pod naszą kontrolą, dlatego też warto sięgnąć po program ćwiczeń zatwierdzony przez pracownika służby zdrowia (pod warunkiem, że nie ma żadnych przeciwwskazań do aktywności fizycznej, co powinien potwierdzić Twój ginekolog), może to pomóc w utrzymaniu zdrowego przyrostu wagi, zmniejszając tym samym ryzyko wystąpienia rozstępów. Moją ulubioną aktywnością były po prostu długie spacery w dynamicznym tempie.

Kontrolowałam swędzenie skóry. Często nadmiernemu rozciąganiu się skóry towarzyszy swędzenie, a drapanie się w tej sytuacji może spowodować dalsze uszkodzenia skóry. Warto więc wybrać krem przeciw rozstępom, który zawiera składniki łagodzące swędzenie i kojące podrażnioną skórę, jak na przykład rumianek czy nagietek. Zarówno Maść jak i Olejek do pielęgnacji ciążowego brzuszka zawierają te zioła w swoim składzie. Na rynku huczy od różnego typu produktów przeciw rozstępom, ale czytajmy etykiety i wybierajmy świadomie, bo nie wszystko złoto co się świeci - serio!

Stosowałam wyłącznie produkty bezpieczne dla kobiet w ciąży. Podobnie jak w przypadku wszystkich produktów do pielęgnacji ciała, których używasz podczas ciąży należy pamiętać, by składniki zawarte w balsamie, kremie czy olejku były wolne od szkodliwych substancji chemicznych. Oba preparaty Motherlove do pielęgnacji ciążowego brzuszka - i Maść, i Olejek, które można stosować do wszystkich okolic ciała narażonych na rozstępy - uzyskały ocenę "zero" na bazie Skin Deep Environmental Working Group, jest to najwyższa ocena jeśli chodzi o wskaźnik bezpieczeństwa i oznacza brak jakichkolwiek toksyn. 

Oczywiście można także skorzystać z zabiegów laserowych na rozstępy już po ciąży. Natomiast dla naturalnego zapobiegania i minimalizowania rozstępów, polecam powyższe proste, sprawdzone i jednocześnie naturalne sposoby!

Czytaj więcej »
0 komentarze

Nasze dzieci pierwszym pokoleniem, które nie przeżyje własnych rodziców


Jakiś czas temu usłyszałam te słowa od znajomej i do tej pory nie mogę się otrząsnąć.
Nie spodziewałam się, że aż tak silne piętno może cokolwiek na mnie wywrzeć. A wypowiedział je pewien bardzo mądry pan, ekspert w swojej dziedzinie, na jednym z wykładów dotyczących zdrowia i chyba stąd ich spotęgowana siła.

Na ile to prawda?
Kto wie, być może to tylko puste słowa. Nie wiem.
Choć jak przeglądam fejsbuka i widzę ile osób zbiera na leczenie swoich pociech, to mam ciarki na całym ciele...
Patrzę na moje dwa słodkie szkraby i urealnienie słów „Nasze dzieci pierwszym pokoleniem, które nie przeżyje własnych rodziców” powoduje we mnie ogromne dreszcze, momentami wręcz lęk, a jednocześnie odczuwam ogromny bunt!
Przecież nie mogę na to pozwolić!

Ogólnie słowa te wypowiedziane były w kontekście różnic w odżywianiu się naszym i naszych dzieci. Te 20 czy 30 lat temu, kiedy my byłyśmy dziećmi (czy nawet w brzuchach naszych mam), kiedy to kształtowały się nasze nawyki żywieniowe, nasze życiowe zdrowotne podstawy, świat nie był aż tak bardzo skażony chemią, produktów w sklepach było mniej, ba! Samych sklepów było mniej.

Teraz super- czy hipermarkety wyrastają jak grzyby po deszczu, jeden obok drugiego (a w każdym cięgle pełno ludzi!) - czy nie jest zastanawiające skąd w każdym z tych sklepów codziennie taka ilość świeżego mięsa, czemu te wszystkie pomidory są jednakowego kształtu, a marchewki takie ogromne???

Ja widzę tu jedną odpowiedź: CHEMIA. Wszystko faszerowane jest chemią, napędzane by szybciej rosło, by było tego ciągle pod dostatkiem. Nie pozwólmy faszerować tym naszych dzieci!
Uświadomiłam sobie, że dbanie o nasze dzieci zaczyna się już od momentu poczęcia, dlatego postanowiłam się podzielić z Tobą moimi przemyśleniami.
Niezwykle ważne jest to jak się odżywiamy, czy dbamy o odpowiednią ilość ruchu i snu, ale i jakim substancjom pozwalamy się wchłaniać w nasze ciało

Warto dbać o siebie od wewnątrz i od zewnątrz, szczególnie kiedy w brzuchu rośnie największe szczęście naszego życia.

Zachęcam Cię do tego, by zgłębiać wiedzę nt. choćby tego, jakich substancji unikać, by czytając etykiety świadomie wybierać produkty spożywcze, ale i wszelkie inne, które bezpośrednio wpływają na nasz organizm. Nie dajmy się pędowi wielkich korporacji za bogactwem i wybierajmy produkty, których nie trzeba sztucznie napędzać do wzrostu, faszerować chemią, barwnikami, konserwantami, które nie są przetworzone…
Wiem, nie dajmy się zwariować.
Ale też bądźmy świadomymi konsumentami, a przede wszystkim świadomymi rodzicami, którzy długofalowo dbają o przyszłość swoich dzieci.

Zmniejszając popyt, zmniejszymy podaż.

Zmieniając siebie, zmieniamy świat.

Czytaj więcej »
0 komentarze

Jak sprawić, by dziecko się ubrało?

Wrzesień, październik... powrót do codzienności po wakacyjnej labie. Dla wielu z nas powrót do codziennej pracy, dla dzieciaczków - do szkoły, przedszkola czy żłobka. Tak - u nas do przedszkola :-)
Po ponad półtoramiesięcznych wakacjach Antosi, bardzo bałam się poranków pełnych pośpiechu, nerwówki, matki-wariatki, ojca-furiata, córki-damulki :-P A tak serio - wiadomo, że gdy się człowiek spieszy, to... przecież znacie to, wiecie o czym mówię, powiedzcie, że tak, plis? ;-)

Tosia, jak pewnie większość dzieciaczków, czasem budzi się rano w promiennym humorze, komunikując nam z uśmiechem i dumą na twarzy; "mamusiu, wstałam dziś prawą nóżką" :-) A czasem.... wrrrr.... fochy, złość, tego nie, tamtego nie, wszystko na przekór, nawet gdy dostaje to czego chce. A świeżo naładowana bateria cierpliwości zaczyna alarmować wysyłając wielki czerwony komunikat żarzący się na moim czole: "EMPTY" czy "PODŁĄCZ ŁADOWARKĘ". Wtedy jedyne na co mam ochotę to chwycić się za włosy i wyszarpać ile się da, ale powstrzymuje mnie fakt, że i tak na dywanie jest ich miliony, ech...

Ale do rzeczy. Bo właśnie to tu zaczyna się wyzwanie, kiedy to trzeba pędzić do przedszkola, żeby nie spóźnić się na śniadanie, bo panie przedszkolanki nie lubią spóźnialskich ;-)

Bywało tak, że podczas ubierania lały się łzy, niestety. Czy to przez to, że dzieci lubią mieć nad wszystkim kontrolę? A może to rodzice lubią ją mieć? Wiem! Dzieci po prostu nie lubią jak im się coś wciąga przez głowę :-P

W każdym razie, aby usprawnić proces ubierania się, warto wprowadzić kilka ogólnych zasad:
  • zanim rano opuści się swój pokój, należy się ubrać (zasadę tę można zmodyfikować pod własne potrzeby: zanim obejrzy się poranną bajkę / zanim zje się śniadanie / zanim nastąpi coś, co dzieje się każdego dnia). Jeśli będziesz tego przestrzegać, z czasem stanie się to naturalną poranną czynnością, dlatego zadecyduj kiedy będzie najlepszy moment na ubieranie i dacie radę trzymać się tego bez problemu każdego dnia, 
  • pociecha wybiera w co chce się ubrać - pomoże to zwiększyć zaangażowanie dziecka w cały proces. Spokojnie, no stress - zaraz podpowiem co zrobić, by uniknąć katastroficznej stylizacji autorstwa dziecka ;-)
  • wyrzucamy z garderoby ubranka, które w trakcie zakładania deformują głowę, twarz, uszy czy nos dziecka - mam na myśli oczywiście te mające zbyt wąskie kołnierzyki ;-)
  • upewniamy się, że w szafie dziecka nie ma żadnych ogólnie przyciasnych ubranek.

Jakie sztuczki-magiczki warto wprowadzić?
  • Rywalizacja to coś, co większość dzieci bardzo lubi - a lwica-Tosia uwielbia! "Tosiu, szybko, ubieramy się, bo zaraz tatuś wygra, bo będzie pierwszy! Ojej, tata już prawie ubrany, dawaj, mamy jeszcze szansę!" Zamiana ubierania się w wyścig u nas działa rewelacyjnie! Można także zrobić zakład i np. założyć się z dzieckiem, czy potrafi się ubrać zanim rodzic doliczy do 20 :-)
  • kto interesuje się tematem motywacji, z pewnością słyszał o metodzie kija i marchewki. Możemy ją wprowadzić także tu, zaznaczając, że jeśli mamy dziś pójść do kina / na lody / do zoo, itd., to przecież trzeba być ubranym :-)
  • jeśli dziecko jest już gotowe do nauki samodzielnego ubierania, można na szufladach czy szafkach z ubraniami nakleić rysunki z częściami garderoby, by wiedziało gdzie czego szukać.

Kilka trików na prawdziwych uparciuchów:
  • daj wybór, ale ograniczony, pozorny, niech dziecko czuje, że może decydować, natomiast to Ty wskaż spośród czego tego wyboru może dokonać:
    • "Chcesz najpierw założyć skarpetki czy majtki?"
    • "Czy chcesz dziś ubrać tą czy tamtą sukienkę?"
    • "Chcesz stać czy będziesz leżeć podczas ubierania?"
...nasza Ptyśka coraz częściej wybiera coś spoza proponowanych rzeczy, ale na początku super działało ;-)
  • podczas ubierania śpiewaj wyliczankę pt. "Ciucho-polka":
Włóż lewą rękę tu
I wyjmij rękę tam
I włóż znów rękę tu
(śpiewając to przeciągnij rękę dziecka przez rękaw bluzki)
Zaśpiewaj z nami ram-pam-pam
Tak tańczą ciucho-polkę , więc obróć się
Daj też zatańczyć i mnie!

Piosenkę powtarzaj z innymi częściami ciała, aż dziecko ubrane będzie do końca.
Znacie piosenkę Hokey Pokey? Posłuchajcie poniżej. To do jej melodii śpiewajcie powyższy tekst ;-)



  • zamieńcie ubieranie w zabawę w sklep odzieżowy
Jak by to było, gdyby ubieranie zamiast stresującym obowiązkiem, stało się angażującą dobrą zabawą? Warto spróbować :-) Ty - sprzedawcą, dziecko - klientem, taki oto podział ról :-) A jeśli chcesz otrzymać scenariusz tej zabawy, zapisz się poniżej na Newsletter Misji miłości lub po prostu pobudź swoją wyobraźnię i stwórz własny scenariusz, improwizuj, baw się razem z pociechą :-)

Email
Imię
Zgadzam się z polityką prywatności


*Inspiracja do posta:
- "Jak przechytrzyć dziecko" D. Borgenicht, J. Grace,
- doświadczenia własne ;-)
Czytaj więcej »
2 komentarze

Fenomenalne odkrycie - klik i śpi!


Ale fenomen! Cały czas ciężko mi uwierzyć, że to działa i pluję sobie w twarz, że odkryliśmy ten sposób dopiero po 9 miesiącach życia naszego synka. A odkryliśmy to kompletnie przypadkowo.

W okresie wakacji, dość często zdarza nam się wybywać w długie trasy autem, podróżować autostradami, czy innymi długimi i nudnymi drogami. Ostatnio jadąc właśnie autostradą, Tymuś stał się bardzo śpiący, ale nie mógł sobie poradzić z zaśnięciem w foteliku, pomimo zastosowania różnych działających na niego do tej pory metod usypiania w aucie. Stawaliśmy już wręcz na rzęsach by pomóc mu się wyciszyć, uspokoić, a jak na złość nie było żadnej stacji czy parkingu by się zatrzymać i wyciągnąć go z fotelika. 

Nagle, w sumie zupełnie przypadkowo mój mąż puścił kołysankę, niby pierwszą lepszą, żadną znaną dotychczas Tymulkowi. Przypadkowo trafił na kołysankę o takich dźwiękach jak pozytywka - subtelną, delikatną, bez żadnych basów w tle, żadnych słów... Oto i ona:

Tymuś, który osiągnął szczytową fazę płaczu, nagle... ku naszemu ogromnemu zdziwieniu i poczuciu beznadziejności owej sytuacji - słuchając tej melodii... ucichł. Słuchał tych delikatnych dźwięków jak zaczarowany. Po chwili jego powieki zaczęły opadać coraz wolniej, i wooolniej, aż w końcu... zasnął!!!! Opadły nam szczęki! Nie mogliśmy wyjść z podziwu. Nie wierzyliśmy w to, co ujrzeliśmy na własne oczy!

Co lepsze, okazało się, że nie był to jednorazowy incydent. Kołysanka ta działa do tej pory, działa zarówno w obliczu drzemki w środku dnia, jak i usypiania na noc. Jest natomiast pewien warunek konieczny, by ta kołysanka zadziałała na Timiego usypiająco - musi być najedzony, przewinięty, itp., co w sumie niby nie jest żadną nowością ani odkryciem, ale jak to niejednokrotnie się już przekonałam: co nie jest powiedziane, mimo że wydaje się oczywiste - po prostu nie istnieje.

Klik w telefonie i po chwili smyk śpi. Nie wiem czy działa to tylko na niego, czy może na inne maluszki też. Chociaż chyba nie bez powodu  po wpisaniu hasła "kołysanka pozytywka" można znaleźć na YouTube wielogodzinne nagrania  z zapętloną melodią tejże kołysanki. Dzielę się więc tym fenomenalnym odkryciem z Wami, bo może choć jednemu rodzicowi okaże się pomocne. 

Myślicie, że na inne maluszki też tak zadziała/działała wspomniana kołysanka?

Czytaj więcej »
21 komentarze

3 kroki, by w łagodny sposób oduczyć niemowlę zasypiania przy piersi

To niesamowite jak wiele z nas ma problem z tym, żeby oduczyć nasze pociechy zasypiania przy piersi. Inaczej, gdy chcemy odstawić całkowicie pociechę kończąc tę piękną "mleczną przygodę" (pisałam o swoich zmaganiach z roczną wówczas córeczką w dwóch postach: Krok 1. i Krok 2.). A inaczej, gdy nie chcemy kończyć karmienia piersią, tylko nauczyć małego ssaka po prostu zasypiać bez żywego smoczka, czyli bez piersi w buźce. I dziś o tym drugim przypadku.

Przewertowałam tony stron internetowych w poszukiwaniu jakiejś skutecznej techniki, która nie byłaby drastyczna i choć nie było łatwo, w pocie czoła znalazłam coś, co bardzo mi przypasowało. 

Zależało mi, aby była to technika pozwalająca nauczyć dziecko samodzielnego zasypiania stopniowo, z miłością, bez łez żadnej z zaangażowanych osób. O tych drastycznych metodach, gdzie trzeba pozostawiać płaczące maleństwo samo w łóżeczku w różnych odstępach czasu, w różnych konfiguracjach, w zależności od metody, chyba nie będę się wypowiadać. Jedyne co, to przed zastosowaniem tego typu technik zachęcam do poczytania o tym, jak poważne konsekwencje dla dziecka ma tego typu stres, super artykuł na ten temat znalazłam na stronie akcji "Przytul mnie, mamo!", o: TUTAJ).
Ale do rzeczy.

Sposób, który chcę przedstawić oparty jest na wprowadzaniu zmian metodą małych kroków autorstwa Pinky McKay. A składa się z trzech następujących etapów:

Krok 1.
W trakcie karmienia, podczas którego pociecha zasypia już na noc, puść po cichu w tle subtelną muzykę. U nas super sprawdzają się "Kołysank-Utulanki" Magdy Umer i Grzegorza Turnaua - gorąco polecam! A wszystko po to, by wypracować pozytywne skojarzenia z tą konkretną muzyką - w niedługiej przyszłości dziecko będzie kojarzyło tę muzykę właśnie z zasypianiem. Niech to będzie pierwszy mały krok trwający co najmniej tydzień, bez wprowadzania w tym czasie żadnych innych zmian. Z założenia, aby z daną muzyką wytworzyły się pozytywne skojarzenia, potrzeba od 7 do 10 dni, stąd też nie radzę skracać pierwszego kroku ;-)

Krok 2.
Po tygodniu puszczania muzyki, nie przestawaj tego robić, niech te same kołysanki nadal Wam towarzyszą. Natomiast zanim Twój maluszek zaśnie, wysuń pierś z jego buzi, ale przytul i pozwól czuć Twoje ciepło i obecność. Miej go na rękach do momentu zaśnięcia. Prawdopodobnie nie będzie zadowolony, a wręcz się zezłości, wówczas spróbuj maleństwo ukołysać do snu. Jeśli to nie pomoże, przystaw kruszynę ponownie do piersi. Spróbuj wysunąć pierś z ust maluszka jeszcze raz zanim "odpłynie". WSKAZÓWKA: gdy tylko wysuniesz pierś, podtrzymaj delikatnie bródkę dziecka, by cały czas miało zamkniętą buźkę - dzięki temu przez chwilę possie własny język i się tym samym uspokoi, nie będzie wówczas konieczne ponowne przystawienie do piersi.

Krok 3.
Gdy dziecko szczęśliwie nauczy się zasypiać w Twoich ramionach bez karmienia / kołysania do snu, następnym krokiem jest, aby nakarmić go, a następnie odłożyć do łóżeczka, gdy jeszcze nie śpi, ale jest już senne. Trzymaj na nim stanowczo rękę (klepanie jest zwykle zbyt stymulujące, więc lepiej po prostu położyć dłoń) i delikatnie pokołysz go trochę, jeśli to wydaje się być pomocne. Gdy dziecko przyzwyczai się do tego stanu rzeczy, można zacząć karmić pociechę trochę wcześniej, a po nakarmieniu, kłaść go w łóżeczku w towarzystwie znanej już dobrze muzyki. Jeśli się denerwuje, zawsze należy cofnąć się o krok, dopóki nie będzie gotowy, aby przejść do kolejnego etapu.

Ogromnym atutem tego łagodnego podejścia jest fakt, że może być stosowane, gdy chcesz dokonać różnych zmian - czy chcesz oduczyć maluszka kołysania lub karmienia piersią w celu uspania lub jeśli Twoja pociecha ssie smoczek i chcesz wyeliminować ten gadżet z Waszego życia. Mnie przekonuje, że proces ten przebiega:  

"STOPNIOWO I Z MIŁOŚCIĄ"

Nauczenie dziecka samodzielnego zasypiania daje nadzieję, że w momencie kiedy obudzi się nasza pociecha w środku nocy, będzie potrafiła sama się uspokoić, bez konieczności "cycania". 

Nam się w sumie wydawało, że Tymonek bez mamy to na 100% w najbliższym okresie nie da rady zasnąć. A całkiem przez przypadek okazało się, że może być inaczej. Pod kątem wakacyjnego wyjazdu zakupiliśmy nosidło, polecane przez kobitki zafascynowane chustonoszeniem, jako alternatywa dla osób, którym - tak jak mi - nie najlepiej szła nauka motania... Strzeżcie się bowiem przed wisiadłami dla zdrowia Waszych pociech - czemu? Koniecznie przeczytajcie czym się różni nosidło od wisiadła, jeśli planujecie zakup, np. na stronie Chustodzieciaki.pl, a dokładnie: TUTAJ. Nosidło na które my się zdecydowaliśmy jest podróbą azjatyckiego nosidła typu mei-tai, jest ono polskiego producenta, a kupiliśmy je na Allegro za śmieszne pieniądze (w porównaniu do oryginału czy nosideł tego typu, ale znanych marek). Ale do czego zmierzam - na wakacjach okazało się, że Tymulek potrafi zasnąć bez piersi w buźce, w dodatku niekoniecznie w obecności mamusi, bo np. "uwiązany" na tatusiu - to było fenomenalne odkrycie! I właśnie to pozwoliło uwierzyć, że cyc nie jest niezbędny do zasypiania.

 


Uwaga, to nie jest wpis sponsorowany, zresztą jak żaden inny na misjamilosci.pl ;-)
Ciekawa jestem co sądzicie o metodzie 3 kroków i czy podejmiecie wyzwanie...
Czytaj więcej »
0 komentarze

Czy jestem gotowa nauczyć Go samodzielnego zasypiania?

Siedzę, czytam, szukam, wertuję, serfuję, kopię, ściągam, przeklejam, zapisuję, zaznaczam, koloruję...
i myślę... (to ostatnie wcale nie tak rzadko się zdarza :-P)
Jak to sklecić, abyśmy wszystkie na tym skorzystały...? Co faktycznie okaże się skuteczne...? 
Jej, to chyba nie jest łatwe... Czy ja w ogóle chcę te wszystkie rady wypróbować?

Czy ja jestem na to gotowa???

Chcę, a boję się - tak by to określił mój małżonek. Tak mi ciężko, tak mi źle, że ten drugi w kolejności mężczyzna mojego życia budzi się w nocy tak często. Taka jestem zmęczona, taka sfrustrowana... ale czy jestem gotowa na podjęcie trudu nauki samodzielnego zasypiania mojego  niepierworodnego?

Nie wspomnę już o nocnym "uciszaniu" cycem. Ponoć gdy nauczy się sam uspokajać, to i w nocy będzie sobie lepiej radzić nie domagając się wyłącznie przystawienia do piersi.

Teraz faktycznie często się budzę, no ale dam cyca i jest spokój.
Faktycznie jest to uciążliwe w nocy, ale w sumie jak wezmę Tymusia do nas do łóżka, podłączam pod "kranik" i chłopak sam sobie radzi. A ja śpię. A On spija to najbardziej wartościowe mleko, przecież ważne jest nocne karmienie, czyż nie? Też tak robicie?

Przecież żeby takiego "cycowego" smyka nauczyć zasypiać inaczej niż przy piersi, to się trzeba natrudzić, umęczyć, trzeba działać. Czy mi się chce? Może wcale nie jestem aż tak zmęczona jak mi się wydaje? Może przeczekam i samo przyjdzie?

Kurcze, usypianie przy cycu może wcale nie jest takie złe? 

Oj, a ile tematów pchnęłam podczas karmienia, ile artykułów przeczytałam, ile wiadomości wysłałam.
A potem w spokoju odkładam śpiącego kurczaka, bez krzyków i wrzasków, bez bujania, bez stresu....
i śpi aniołeczek :) 

Czy nie jest to fajne?
W sumie fajne.
Wygodne? 
Dość wygodne, kurcze... ale czy zawsze?

A teraz wyobraź sobie, że karmisz swoją pociechę, a potem odkładasz do łóżeczka i zza drzwi podglądasz jak na początku dość energiczne wymachiwania kończynami ustają, powieki opadają coraz wolniej... aż w końcu zasypia... a Ty w spokoju możesz pomyć gary :-P ...lub włożyć je do zmywarki :-P ...albo zająć się drugim dzieckiem :-P ...albo... zjeść romantyczną kolację z partnerem czy pooglądać odmóżdżający serial... Czy nie byłoby to fajne...?

Jej, kiedyś byłam niezdecydowana, ale teraz to już sama nie wiem...

Wiem jedno. Dopóki nie będę w 100% zdecydowana, że chcę Tymusia nauczyć samodzielnego zasypiania, to nawet podjęty wysiłek pójdzie na marne. Sama muszę mieć:
 przekonanie, że chcę
świadomość, że nie będzie lekko
wiarę, że się uda
  i determinację do bycia konsekwentną w działaniu.

This is this.

...dam radę?

Czytaj więcej »
5 komentarze

Mój syn mnie wykończy.... czyli nocne wyznania matki karmiącej

Jestem osobą bardzo cierpliwą. Wierzcie mi, bardzo! 
A przynajmniej tak myślałam, dopóki nie miałam dzieci ;)

Jestem też ogromną zwolenniczką karmienia piersią i pragnę karmić mojego syna przez około rok. Ale jak tak będzie dawał mi popalić, to nie wiem ile wytrzymam, a on dopiero ma 6 miesięcy :(:(:(
Możecie rzucić we mnie falą hejtu, oskarżać o egoizm, ale tak dłużej się nie da funkcjonować... 

Wiem, że dzieci to poświęcenie, że to wyrzeczenia, w końcu świadomie podjęliśmy decyzję, że pragniemy mieć dwójkę i z dziką satysfakcją biorę na klatę nie tylko te radosne chwile, ale i trudy i znoje macierzyństwa.

Tylko czy dziecko, które budzi się w nocy co godzinę i uciszyć może je tylko przystawienie do piersi, to jest ok? Da się tak żyć? Czy przemęczona mama, struta, niewyspana, to zdrowy osobnik dla otoczenia? Jak długo tak pociągnę? Mam to przeczekać? Ile wytrzymają ze mną bliscy?

Próbuję tego mojego najukochańszego na świecie bączka dokarmiać przed nocką, ale nawet po kaszce budzi się godzinę po jedzeniu. 

Może spragniony? Fakt, u nas w domu w nocy jest 26 stopni, wszystkie okna pootwierane, a firanka nawet nie drgnie. Może po prostu chce mu się pić? Od miesiąca uczymy się pić z butelki, na wypadek chociażby takich sytuacji, ale kurcze Tymuś uparty - NIE i koniec. Różne smoczki przetestowane, żaden nie przypasował. Różne płyny podawane - woda, herbatka, mleko modyfikowane, nawet mojego mleka z butli nie zaciągnął, tylko krzywił się jakby mu ktoś sok z ogórów  czy cytryny zapodał. O co kaman???

A może ja mleka mam mało? Czy to w ogóle możliwe, że przy regularnym karmieniu i to tak częstym laktacja by się osłabiła, albo jakość mleka? Przecież to nocne mleko jest wysoko kaloryczne i dużo tłustsze niż produkowane w dzień. Chyba zapodam normalnie kapsułkę na laktację i może chociaż ta wątpliwość się rozwiąże? Ratunku!

Co gorsza, jak się Tymuś w nocy obudzi, to krzyczy wniebogłosy i nic go nie uspokaja, tylko cyc. Może jeszcze gdyby nie druga pociecha w pokoju obok, która rano musi wstać do żłobka, to człowiek by dłużej próbował w inny sposób go uspokoić, a tak to czuję dodatkową presję... Szczególnie, że ostatnio kończy się to właśnie tak, że ja uspokajam Tymulka, a mąż ląduje przy łóżku wybudzonej i płączącej Tosi, która najchętniej też poszukałaby ukojenia w ramionach mamusi...

Nie wiem co robić. Czuję się cholernie bezradna... 

Może któraś z Was poratuje i podpowie co robić?
Czytaj więcej »
0 komentarze

3, 2, 1... start!

Pewnego pięknego dnia, a w sumie to było już ciemno, zadzwonił telefon. To Wojtek. Co on może chcieć? Odkąd oboje wyprowadziliśmy się z rodzinnego miasteczka, to raczej spotykaliśmy się tylko na jakimś grillu, czy przy okazji koncertu zespołu Dyktatura (którego byłam najwierniejszą fanką ;)), stąd ów telefon delikatnie mnie zaskoczył.

"Cześć Kasia. Ty prowadzisz bloga dla mam, nie? Mam propozycję..."

I tak to się zaczęło. Na początku sceptycznie byłam nastawiona do pomysłu, ale im bardziej zgłębiałam temat, tym bardziej czułam, że idealnie się to wpisuje w moją życiową misję miłości. Widząc, że sprawdziło się to w tak wielu krajach Europy, ma się świetnie w USA, dlaczego kobiety w Polsce mają być gorsze?

A z tyłu gowy moje życiowe motto podpowiadało, że: 

"Szczęście to jest to co się zdarza, gdy Okazja spotyka się z Przygotowaniem."

No i decyzja za padła. Wchodzę w to!

Przedsięwzięcie okazało się nie lada wyzwaniem. Od spotkania z Dyrektorem Zarządzającym odpowiedzialnym za rynek europejski, długie prace nad strategią, która miała przekonać założycielkę z US do podjęcia współpracy z nami, po przygotowanie gruntu od zera.

No ale jest. Zrobiliśmy to i tym samym jesteśmy wraz z Wojtkiem gotowi, by z dumą zaprezentować światu nową markę na rynku Polskim, a jest to:
Motherlove to wysokiej jakości, w 100% naturalne produkty do pielęgnacji w czasie ciąży, porodu, karmienia piersią, jak i dla niemowląt, a stworzonych by pielęgnować zarówno duszę, jak i ciało. Mamy nadzieję, że produkty Motherlove przypadną do gustu tym mamom, które świadomie selekcjonują produkty dostępne na rynku w trosce o swoje pociechy i własne ciało.

Zapraszamy do poznania marki bliżej i odwiedzenia naszej strony www.motherlove.eu

A wszystkim życzliwym ludziom z góry bardzo dziękujemy za polecanie naszych produktów, za lajkowanie i udostępnianie naszego fanpage'a:

 

Czytaj więcej »
2 komentarze

Coś się święci... Będzie news!

W domu dwoje dzieci. Grzecznych dzieci (thanks God! ;)). A na blogu cały czas taka cisza. Wtf?!
Kto mnie zna, ten czuje, że... coś się święci! 
Tutaj nie milczy się ot tak ;)

Co tu dużo mówić - rok ciężkiej pracy, której efektami za chwilę podzielę się ze światem. Jestem niezwykle podekscytowana!!!!! A ziarenek piasku w klepsydrze odliczającej czas do coming out'u coraz mniej... uhuhuuuuuu :D

...czym tym razem chcę się z Wami podzielić?
[kto wie ze źródła, ten milczy ;)]

Czytaj więcej »
0 komentarze

Jestem lepszą mamą, bo urodziłam siłami natury?

Drugi poród już za mną.

Nie wiem czy to tylko ja tak mam, ale minęły ponad trzy miesiące i choć mój poród był piękny, momentami wręcz szalony (w pozytywnym znaczeniu tego słowa), to jeszcze do niedawna cały czas mocno we mnie żyły wspomnienia.

Czemu?

Może dlatego, że ciąża dała mi w kość pod względem fizycznym?
Może dlatego, że włożyłam sporo wysiłku, by ujarzmić ogromny lęk przed drugim porodem?
Może dlatego, że zmierzyłam się z tym wyzwaniem w sposób satysfakcjonujący mnie?
A może dlatego, że to po prostu wielkie i niezwykle ważne wydarzenie w życiu, dzięki któremu mogę teraz tulić najważniejsze dla mnie istoty, które kocham najmocniej na świecie?

Sama nie wiem...

Mimo że jestem ogromną zwolenniczką wszystkiego co naturalne, w tym także porodów, przed drugim porodem byłam o krok od zdecydowania się na cesarskie cięcie. Bo zdaję sobie sprawę, że to jest tak, jak uświadamiano nas na przeróżnych szkoleniach z rozwoju osobistego - jeśli postawisz sobie jakiś cel do osiągnięcia, a gdzieś podświadomie będzie w Tobie opór przed jego realizacją - z różnych względów: bo np. robię to ze względu na partnera, dzieci, bo inni tego oczekują, bo tak wypada, bo co ludzie powiedzą - to jeśli sama nie masz do tego w pełni przekonania, marne szanse, aby ten cel osiągnąć!

Tak więc przekonują mnie słowa jednej z położnych, która stwierdziła, że gdy kobieta bardzo nie chce urodzić naturalnie i ma głęboki wewnętrzny opór, to istnieje duże prawdopodobieństwo - nawet mimo podjęcia próby - że skończy się na stole operacyjnym - nawet jeśli wszystkie biologiczne warunki zostaną spełnione. Psychika odgrywa niezwykle istotną rolę!

Mimo, że pierwszy poród wspominam bardzo pozytywnie i z uśmiechem na twarzy, nie wiem skąd budziła się we mnie głęboka niechęć i strach przed drugim. Fakt, jedni panicznie boją się pająków czy wysokości, inni bólu, a jeszcze inni porodu (to tzw. tokofobia). Szukałam przyczyny tego stanu, miałam na to swoje teorie. Podjęłam decyzję, że świadomie i z pełną odpowiedzialnością zmierzę się z tym i oprę się o fakty, zanim podejmę ostateczną decyzję. Szukałam więc medycznych "za" i "przeciw", jakiejś obiektywnej wiedzy, wsparcia w podjęciu decyzji, pytałam lekarzy, położne, czytałam artykuły na ten temat, słuchałam debaty zwolenników i przeciwników porodu siłami natury, nie bez powodu powstał też mój kurs "Jak ujarzmić lęk przed porodem" - swoista próba autoterapii.

Co lepsze dla dziecka, co lepsze dla mnie, co niesie więcej możliwych powikłań... ratunku, co robić? 
Przecież nawet nie ma reguły po którym porodzie szybciej dochodzi się do siebie - i po sn i po cc może to być równie szybko, jak i równie długo... Kwestia totalnie indywidualna.

Ludzie mają silną motywację do działania, gdy dążą do osiągnięcia przyjemności lub gdy chcą uniknąć czegoś, gdy się boją. W sumie niczym dziwnym wydaje się być wybieranie bardziej komfortowych dla nas rozwiązań, tych przyjemniejszych, łatwiejszych, o ile takowy wybór jest możliwy.

W sumie czy ktoś nas uczy jak sobie radzić z tymi trudniejszymi rozwiązaniami?
Mam wrażenie, że my, ludzie, jesteśmy przygotowywani do mierzenia się z problemami mechanicznymi, technologicznymi, ale czy z tymi egzystencjalnymi też? 
Po co się więc męczyć, pocić, narażać krocze, wystawiać się na konfrontację z własną pochwą, z tym, że to cholera wszystko boli, z samą sobą, z tą częścią siebie, której nie da się poznać w inny sposób, niż podczas porodu? Po co, skoro de facto można tego uniknąć?

Czy w takim razie nie lepiej by było, gdyby kobiety po prostu miały możliwość wyboru czy chcą rodzić siłami natury czy poprzez cesarskie cięcie (nie mówię tu oczywiście o sytuacjach, kiedy do cc są wskazania medyczne)? Tak po prostu, bez kombinowania, podpłacania, naginania rzeczywistości, nierzadko desperackiego poszukiwania możliwości uniknięcia porodu siłami natury?

(btw, ciekawe jak z biegiem stuleci w toku ewolucji zmieniłoby się wówczas ciało kobiety, gdybyśmy rodziły tylko przez cesarskie cięcie...?)

Jestem przekonana, że poród dzieje się nie tylko w ciele, ale i w umyśle. Tylko że niestety mózg akurat potrafi przeszkadzać. Czemu? A to temu, że intelekt zaburza funkcjonowanie starej kory mózgu, która odpowiedzialna jest za odruchy i wyrzut hormonów, niezależny od naszej woli.

W naszym mózgu mamy m.in. dwie kory - starą, odpowiedzialną za odruchy, za mechanizmy warunkujące przetrwanie, takie jak oddychanie, wydalanie, rozmnażanie.
Druga to kora nowa, odpowiedzialna za logiczne myślenie. Inne ssaki jej nie posiadają. To właśnie logiczne myślenie może zaburzyć działanie starej kory odpowiedzialnej za instynkty. A przecież rodzenie to działanie instynktowne. A instynktowi warto zaufać.

Z porodem dobrze jest się zaprzyjaźnić, potraktować zadaniowo, a jak jest zadanie do zrobienia, to trzeba je po prostu wykonać i tyle. Gdy usłyszałam taką wskazówkę od położnej, z którą marzyłam urodzić, takie też przyjęłam nastawienie - dzięki tym słowom odblokowałam się, poczułam, że jestem gotowa do działania, decyzja została podjęta - rodzę naturalnie.

Jedno jest pewne. Jeśli chcemy mieć potomstwo - poród jest nieunikniony. A my kobiety bardzo wyraźnie dzielimy się na dwa obozy - kobiet, które nie wyobrażają sobie rodzić naturalnie i kobiet wzbraniających się rękami i nogami przed cesarką.

Czy rodząc siłami natury jesteśmy lepsze od mam rodzących przez cesarkę? Czy dzieciom urodzonym przez cięcie czegoś brakuje, są inne?
Nie sądzę.

Fakt, poród siłami natury to nie lada wyzwanie. Rzekłabym nawet, że w myśl definicji słowa odwaga - to akt odwagi. Odwaga, to przecież nie jest brak strachu przed czymś, ale to świadoma postawa chęci zmierzenia się z wyzwaniem, pomimo obaw, lęku, strachu. Ale poród nie jest wyłącznie procesem medycznym, to bardzo skomplikowany proceder w którym uczestniczy nie tylko ciało, ale i nasza psychika, gospodarka hormonalna, emocje, instynkt, spora ilość różnych sfer, gdzie każda jest niezwykle istotna...

Bez względu na sposób w jaki rodzimy, jest to wydarzenie najwyższej rangi, chodzi przecież o życie, o nowe życie.
Szanujmy się i wspierajmy w tym ważnym doświadczeniu bez względu na to, czy rodziłyśmy siłami natury czy przez cesarskie cięcie. Bo bez względu na sposób porodu żadna z nas nie jest ani lepsza, ani gorsza, podobnie jak i nasze dzieci.

Kobietom, które wahają się czy rodzić naturalnie czy nie, gorąco polecam książkę pt. "Poród naturalny" Ina May Gaskin.

Amen.
Czytaj więcej »
0 komentarze

Cicho, bo głośno

U nas cisza, bo... bo paradoksalnie jest głośno :-)
Życie z dwójką smyków znacząco różni się od tego, gdy posiada się tylko jedną pociechę. Dom tętni życiem, jest wesoło :-)

Kiedy jedno śpi, nie oznacza to czasu wolnego dla rodziców, nawet gdyby czas ten miał być przeznaczony na codzienne obowiązki czy pracę - bo drugie niekoniecznie chce spać w tym samym czasie.

Kiedy jedno śpi, nie jest powiedziane, że pośpi długo - bo drugie może mieć akurat ochotę pośpiewać pierwszemu kołysankę pt. "Jedzie pociąg z daleka" lub okazać rodzeństwu swą miłość poprzez pieszczotliwe głaskanie czy całowanie, czy po prostu bawi się korzystając w pełni z zasobów gardłowych, jakimi obdarowała je Bozia :-)

A na dokładkę nocne marki nam się trafiły. Przy dobrych wiatrach o 23:00 dzieci śpią, choć zwykle jest to bliżej 24:00. I mamusi "happy hours" poszły w zapomnienie - po całodniowym maratonie nie mam już siły na nic i marzę jedynie o wygodnej podusi. Czasem udaje mi się otworzyć komputer. Czasem tylko otworzyć :-P Podsumowując - padam jak kawka, czasem nawet szybciej niż Tymuś...

Jednym słowem nie nudzimy się ;-)


Stąd więc zniknęłam z sieci. Ale pracuję nad tym. A że hopla na punkcie zarządzania czasem mam - kto pracował ze mną w korporacji ten dobrze wie, bo bardzo prawdopodobne, że lekcje pobierał :-P to szukam rozwiązania tej sytuacji. Wiem, że  z jednej strony to czas pomoże wyregulować plan dnia, bo ze starszakami powinno być łatwiej (prawda?). Z drugiej zaś znalazłam rewelacyjnego pomocnika w planowaniu. Ale to osobny temat.

Czyli co u nas?

Synek rośnie jak na drożdżach, a wręcz jak na porządnym zakwasie :-)
Kończąc 1. miesiąc życia (czyli prawie 3 tygodnie temu) osiągnął wagę 6kg i wskoczył w ubranka o rozmiarze 68! Koniec z prasowaniem, bo się wykończę :-) Teraz przypuszczam, że może ważyć już z 7 kg. Kawał chłopaka. Gorzej, że ów drugi mężczyzna mojego życia bez bujania lub cyca w paszczy nie chce zasnąć i tym najbardziej daje w kość. Edukuję się aktualnie w temacie szukając rozwiązań tej sytuacji...

Poza tym jest przesłodki - staje się coraz bardziej świadomy, gaworzy i guga jak najęty, świadomie już patrzy obdarowując nas szczerymi, ciepłymi uśmiechami - esencja macierzyństwa! <3 Od kilku dni zaczęły go interesować grzechotki zawieszone na karuzeli nad łóżeczkiem, które ewidentnie zaczął dostrzegać mimo, że nie są czarno-białe, śledzi je wzrokiem dziwiąc się przy tym niejednokrotnie :-) Książeczki kontrastowe zna już na pamięć :-)
Cycor z niego jak nic, nadal uwielbia jeść, to Ci nowość :-P przez co i ze mnie wyssał już sporo kilogramów - aktualnie 14 kg. zgubione, zostało 7kg do powrotu do formy sprzed ciąży, ale tempo utraty wagi znacznie zwolniło.

A kochana Tosieńka? 

Po pierwsze zaskakuje nas z dnia na dzień nowymi piosenkami - ilość tekstów jakie zna na pamięć totalnie nas szokuje! Zajęcia z rytmiki i angielskiego jakie ma w żłobku niesamowicie procentują!
Do tego dochodzą zdolności akrobatyczno-taneczne - czyżby rosła nam artystka?  :-)


Skupić się także potrafi, żeby nie było ;-)
sukienka: CoolClub; dywan: Ikea, meble: BEMEBLE.pl
Spełnia się w roli starszej siostry, jest niezwykle opiekuńcza i bardzo zakochana w Tymusiu - zacałowałaby go na amen gdybyśmy nie reagowali :-)

Także pomału rozpoczynam projekt REAKTYWACJA, małymi krokami wracam. 
Czy się uda?
Czytaj więcej »
0 komentarze

Pora się przedstawić :)

Tak, jesteśmy już w komplecie, nie kłamali że ciąża nie trwa wiecznie, choć przez chwilę miałam wrażenie, że to jednak blef i pozostanę w tym stanie nieskończenie długo ;-)

Tymuś narodził się siłami natury dokładnie w piątek dwa tygodnie temu, cztery dni po terminie. 
Tak jak się spodziewałam - duży chłopak z niego! Na "wyjściu" miał 59cm i ważył 4300cm!
Poród w niezwykle intymnej, rodzinnej atmosferze, może kiedyś Wam o tym opowiem więcej - zabrzmi paradoksalnie, ale było wesoło :-)
Wskazówki, którymi dzielę się z Wami w kursie "Jak ujarzmić lęk przed porodem" zdecydowanie zaowocowały!

Ale my tu gadu gadu, a miało być zapoznawczo :-)

Cześć!

Jestem Tymuś. Najukochańszy braciszek Tosi. 
Jak mnie siostra przyjęła? Może mamusia podzieli się z Wami w jakimś wpisie ;-)
Ogólnie fajny ze mnie chłopak. Mam na swoim koncie już pierwsze osiągi - potrafię samodzielnie obracać się z brzuszka na plecki, suuuuper :-)
W nocy całkiem ładnie śpię, w dzień zaś częściej jadam niż sypiam ;-) Lubię to, a co!
Ponoć z mężczyznami tak jest, że bez względu na wiek najlepiej działa na nich albo pierś, albo butelka ;-)

Mamusia jest - z tego co mówi - najszczęśliwsza na świecie, ma rodzinkę o jakiej marzyła, w dodatku doczekała się dwójki przed 30-tką ;-)
..tylko po co prasowała tyle tych ciuszków w rozmiarze 56 jak nawet się nie przydały?

A gdybyście byli ciekawi jak wyglądam, to zerknijcie poniżej.






Pozdrawiamy!
B4

Czytaj więcej »

Ostatnie komentarze

Szukaj na tym blogu

Obserwatorzy

Wyświetlenia

Follow me on Bloglovin'

Follow on Bloglovin

Tu jesteśmy



zBLOGowani.pl